Postprawda - propaganda XXI wieku
Triumf nieuctwa
Zdolność oddzielania prawdy od chłamu jest ważniejsza
niż znajomość logarytmów czy historii wojen i powstań - podkreśla prof.
Łukasz Turski. Fizyk, profesor w Centrum Fizyki Teoretycznej PAN i
przewodniczący Rady Programowej Centrum Nauki Kopernik i dodaje: "Obecny
kryzys światowy ma w moim przekonaniu bardzo prostą przyczynę – to efekt
wielkiego błędu edukacyjnego".
Robert Walenciak: Jak pan się czuje w dzisiejszych czasach? Pan, fizyk,
przedstawiciel nauk ścisłych…
Prof.
Łukasz Turski: Nie używam nazwy nauki ścisłe, tylko nauki tworzące postęp. A
czuję się dość kiepsko. Głównie z tego powodu, że większość toczących się w tej
chwili debat – żeby było jasne: nie tylko w Polsce, bo sytuacja nie jest
ograniczona do naszego kraju – okazuje się niesamowitym triumfem nieuctwa. To,
co ma miejsce w tej chwili na świecie, jest w dużej mierze efektem
intelektualnego rozprężenia z lat 70. i 80. poprzedniego stulecia, kiedy nagle
odpuściliśmy sobie pewne reguły gry. Dużą odpowiedzialność ponoszą za to
ludzie, którzy wtedy mówili, że są różne prawdy.
Że są różne narracje.
Otóż dla
takich jak ja to brednia. Wie pan – tablet zrzucony ze stołu spada. Nie leci do
góry, tylko w dół. Może pan zrobić sam to doświadczenie i potwierdzić moją
tezę. Jeśli zacznie pan mówić, że będzie leciał do góry, to nie będzie żadna
narracja ani postprawda, ale kłamstwo, po prostu bzdura. Wykluczenie tego
pojęcia prawdy, które akurat w naukach ścisłych zostało bardzo precyzyjnie
sformułowane przez matematyka i filozofa z połowy XIX w. Williama Clifforda
jako "bezpieczna prawda", sprawiło, że wszystko się rozjechało.
Wszystko?
Odpuściliśmy
to sobie niemal na całym świecie. Za wyjątkiem Singapuru, kawałka Chin i
jeszcze paru innych miejsc. Tam, nieprzypadkowo, sprawy idą do przodu.
Zrobiliśmy ludziom krzywdę
A u nas?
Gertrude
Himmelfarb, jedna z najsławniejszych historyczek, matka amerykańskiego
neokonserwatyzmu, napisała m.in. książkę "Jeden naród, dwie kultury".
Pasowałoby do nas! A książka dotyczy dokładnie tego, co wydarzyło się w tej
chwili w Ameryce. Bo w Ameryce też powstały dwa narody. Z jednej strony, mamy
więc fenomenalną rewolucję cywilizacyjną, która dzieje się na naszych oczach, a
z drugiej, część ludzi się jej przelękła.
Czyli jest rewolucja cywilizacyjna, ale nie ma reguł, żebyśmy ją ogarnęli.
Część ludzi
została wychowana w przekonaniu, że nie ma reguł. Że jest postprawda, jakaś
"narracja". Oni panicznie boją się tego, co się dzieje. Proszę
popatrzeć, co się wydarzyło na tych różnych facebookach, w tzw. mediach
społecznościowych. Otóż są one zalane postprawdą. To dlatego, że użytkownicy
nie potrafią odróżnić, co jest prawdą, a co nie. Przepraszam, a gdzie mieli się
tego nauczyć? Nie mogli się nauczyć, bo odpuściliśmy uczenie dzieci i
młodzieży, że prawda jest obiektywna. Obecny kryzys światowy ma w moim
przekonaniu bardzo prostą przyczynę – to efekt wielkiego błędu edukacyjnego,
tego, że nie nauczyliśmy się podstawowych reguł. A jest zupełnie nieistotne,
czy powstały one same z siebie, w rozwoju społecznym, czy są z boskiego
nadania. Nie mów fałszywego świadectwa – nie ma znaczenia, dlaczego ktoś nie
kłamie. Ważne, żeby nie kłamał. Bo jeżeli uzna pan, że mówienie prawdy i
kłamanie to różne narracje, będzie pan miał dzisiejsze konsekwencje.
To, że wierzymy różnym cudotwórcom?
Mam
wrażenie, że zrobiliśmy wielką krzywdę ludziom, niewłaściwie przygotowując ich
do życia. Teraz są wystraszeni i jak ktoś przyjdzie i powie, że będzie lepiej,
bo on im to jakoś zapewni, gotowi są mu uwierzyć. Oni naprawdę mają powody,
żeby się bać! Bo tego nie ogarniają. I to nie jest ich wina, tylko nasza. Są też
ci, którzy ogarniają, ale też boją się przyszłości. Myślę, że wiem dlaczego. Bo
myślą, że w tej przyszłości nie będzie dla nich miejsca.
Ludzie są źle kształceni i potem gubią się w dorosłym życiu?
W latach
70. przyjechałem pierwszy raz do USA. Dziki człowiek w środku rozwiniętego
świata. Kupiłem w końcu samochód, jechałem nim, włączyłem radio. I właściwie to
powinienem po półgodzinie się zatrzymać i powiesić na latarni. Bo zasypały mnie
informacje. I to jakie! Że ktoś wdarł się na wieżę kościoła i zastrzelił trzy
zakonnice, ktoś inny podpalił supermarket, gdzieś zawalił się most… Liczba tych
informacji była nieprzytomna. I można było się im poddać albo nauczyć się mieć
filtr, który ten chłam zatrzymuje. Tego właśnie trzeba uczyć dzieci w szkole –
patrzenia na świat, odróżniania rzeczy poważnych od chłamu. Jedna część tych
informacji była niepotrzebna, druga powiększona poza rozsądek, a trzecia była
kłamstwem. Naprawdę ważne jest, żeby wiedzieć, jak filtrować informacje, więc
dzieci trzeba uczyć zupełnie inaczej.
Długopis, ekierka, smartfon
Jak?
Przykład:
każdy młody człowiek, albo prawie każdy, ma telefon w
kieszeni. W szkole jest przedmiot matematyka. Niektórzy twierdzą, że na lekcji
te telefony powinno się zagłuszać, zakazać ich używania. A ja mówię: nie!
Szkoła powinna kupić aplikację matematyczną, której nazwy nie podam, a która
zamienia nauczanie matematyki i wielu innych przedmiotów w prawdziwą
przyjemność. Są rewelacyjne programy edukacyjne i dla małych dzieci, i dla
większych. Po polsku! I trzeba je wykorzystać w szkole jako naturalne narzędzia
pracy, takie jak długopis i ekierka.
Na lekcjach fizyki też?
Nie! Na
lekcjach fizyki trzeba robić prawdziwe doświadczenia. Uważam zresztą, że w
szkole podstawowej nie wolno uczyć fizyki osobno.
Tylko stosować to, co wymyślił minister Handke, że mamy uczyć przyrody?
To było
świetne! Kiedy jest pan w parku, nie porusza się pan w świecie fizyki czy
chemii lub biologii, tylko w przyrodzie. Tego poczucia jedności przyrody trzeba
nauczyć. Tymczasem w szkole atom na lekcji fizyki to inny atom niż na lekcji
chemii, a ciśnienie to jakieś prawo Pascala na fizyce i coś innego, o czym mówi
pogodynka w telewizji. Przecież to bezsens! Poza tym dzieci trzeba
inaczej uczyć. Czytam podstawę programową tej nowej szkoły… Żeby teraz uczyć
dzieci o elektryczności, zaczynając od pocierania futerkiem czy szmatką
szklanej pałeczki? Jak ja byłem uczniem, pocierało się bursztyn. Teraz w
związku z Amber Gold pewnie nie wolno. W dodatku zjawisko elektryzowania się
szkła przez pocieranie jest bardzo złożone i trudno je prawidłowo wytłumaczyć. W
XXI w. zaczynanie nauki od tego jest bez sensu. Dla dzieci prąd jest w
kontakcie, w bateryjce, a nie w jakiejś szklanej pałeczce!
Nie ma pan dobrego zdania o tzw. reformie minister Zalewskiej.
Bezmyślne
manipulowanie przy systemie edukacji jest niebezpieczne. Bo powoduje chaos,
także pojęciowy. Nie powinniśmy wprowadzać edukacji powszechnej opartej na
wzorcach z XIX w., musimy tworzyć po głębokim namyśle i wielu badaniach nową
szkołę.
Dlaczego?
Bo nasz świat
jest zupełnie inny, bo ludzie są inni. Z przerażeniem słucham, gdy mówi się, że
wiele współczesnych wydarzeń cywilizacyjnych jest złych. Niektórzy specjaliści,
pedagodzy mówią np., że jednym z problemów jest to, że młodzież, dzieci
posługują się tabletami, telefonami komórkowymi.
Ci specjaliści chcą to ograniczyć, zakazać.
Nic to nie
pomoże! Zmiana cywilizacji ruszyła. Nie ma od tego odwrotu. Trzeba umieć
wykorzystać te narzędzia do nauczania. Trzeba nauczyć dzieci posługiwania się
nimi, dokładnie tak, jak kiedyś ludzie nauczyli się posługiwania piórem,
linijką, drukiem. Trzeba je uczyć naukowego myślenia. Stawiania problemów i
rozwiązywania ich. Bo muszę podkreślić, że są w Polsce dobrzy nauczyciele i
jest ich dostatecznie dużo, żeby dokonać prawdziwej rewolucji edukacyjnej. Nie
trzeba stawać okoniem nauczycielom! Nie! To najważniejszy zawód w dzisiejszym
społeczeństwie.
Żeby jeszcze uczyli racjonalnego myślenia…
Ależ będą
go uczyć! Uważam, że z polskimi nauczycielami jesteśmy w stanie robić znakomitą
szkołę. Spotykam się z nimi, w końcu Centrum Nauki Kopernik opiekuje się
przeszło 500 klubami młodego odkrywcy. To nie są ludzie z dekretu!
Ci nauczyciele, którzy opiekują się tymi klubami?
Tak!
Zajmują się tym sami, bez pieniędzy, na ochotnika. To fenomenalni ludzie!
Ponieważ wierzymy, że nauczać dzieci trzeba drogą rozwiązywania problemów,
postanowiliśmy zaprojektować nową pracownię przyrody. Przy pomocy nauczycieli.
Zbudowaliśmy kilkadziesiąt takich kompletnie wyposażonych pracowni i wysłaliśmy
je do różnych szkół w Polsce. Łącznie z ludźmi, którzy pojechali i patrzyli,
jak to działa. Napisaliśmy na tej podstawie książkę, wymyśliliśmy wiele
eksperymentów.
Politycy poprawiają prawa przyrody
To ma pan
z jednej strony Centrum Nauki Kopernik, a z drugiej polską codzienność. Mówił o
niej niedawno w Pałacu Prezydenckim prof. Iwo Białynicki-Birula, z którym
pracuje pan w Polskiej Akademii Nauk w jednym pokoju. Wygarnął on w obecności
prezydenta Dudy, że mamy próby zastąpienia teorii ewolucji kreacjonizmem, nauk
medycznych – ideologicznie motywowanymi regulacjami, a praw aerodynamiki –
argumentami opartymi na parówkach i puszkach po coca-coli. Potrzeba reakcji na
wtargnięcie ignorantów na teren nauki – apelował.
Jak wytłumaczyć
tę rozbieżność? Tym, że politycy tak działają! Myśli pan, że z tym
kreacjonizmem teraz wyskoczyli? A co robili minister Giertych i jego ekipa?
Każdy rząd miał swoje pomysły. Gierek – prof. Kochmańskiego od "obalania
Einsteina". Ekipa stanu wojennego – turbinkę Kowalskiego, potem było
lekarstwo prof. Tołpy i zderzaki inż. Łągiewki. To jest zadanie z psychologii,
a nie dla fizyka, dlaczego politycy ciągle poprawiają prawa przyrody. W Związku
Radzieckim w latach 50. ukazał się w "Prawdzie" artykuł, że robotnicy
i inżynierowie z zakładu im. Lichaczowa w Charkowie zrobili lodówkę, która nie
tylko nie pobiera żadnego prądu, ale jeszcze oddaje prąd do sieci. Kilka dni
później ukazał się w tejże "Prawdzie" inny artykuł, podpisany przez
Igora Tamma, fizyka, laureata Nagrody Nobla, który napisał, że to wszystko są
brednie. A na końcu dodał: najbardziej zadziwiające w tym wszystkim jest, komu
zależało na tym, żeby lud pracujący Związku Radzieckiego był ogłupiany tego
typu tekstami? O, takie mity rodzą się wszędzie!
Stąd u nas Smoleńsk i pękające parówki?
Nie wiem!
Nie jestem psychologiem. Nie potrafię odpowiedzieć. Wydaje mi się, że to
zjawisko niezależne od ustroju. W końcu premier Buzek też miał wpadkę z
piramidkami do ostrzenia żyletek, też komuś za to dał nagrodę… W różnej skali
takie szaleństwa się odbywają.
Z daleka od Cliffordowskiej prawdy…
O tym
przecież mówimy! Stąd bierze się kryzys naszego świata. Że uczymy wszystkiego,
tylko nie tego, czym jest prawda. A jak się ma jej szkielet, to znacznie
łatwiej pokazać ludziom różne rzeczy, zjawiska społeczne, wykazać, czy są one
prawidłowe czy nie. Ale to byłoby nieszczęściem dla polityków, bo oni w
rewelacyjny sposób posługują się swoimi narracjami. I jak ktoś nie ma
obiektywnego narzędzia do rozpoznania, co jest prawdą, a co nie, nie może się
obronić. Kiedy słucham polityków… Przez 25 lat przywracaliśmy maturę z
matematyki i jak ją przywróciliśmy, matura przestała mieć sens.
Jak to się robi w Ameryce
Dlaczego?
W ciągu
ostatnich lat, kiedy nastąpiła rewolucja cywilizacyjna, wiele uczelni
amerykańskich postanowiło z niej skorzystać. I tak jak myśmy mieli maturę,
Amerykanie mieli testy, np. SAT. Otóż wiele bardzo dobrych uczelni już nie
wymaga od kandydatów wyniku SAT. Dlaczego? Jak oni to robią, że mają tak dobrych
studentów? Po prostu na każdym liczącym się amerykańskim uniwersytecie ważną
komórką jest ta, która przyjmuje studentów. Tam kandydaci składają aplikacje i
zatrudnieni w niej specjaliści poprzez media społecznościowe rozmawiają z tymi
kandydatami. Długo.
Zamiast egzaminu wstępnego?
Proszę
pana, każdy może oblać jeden test. Ja oblałem w życiu wiele. Każdy z nas może
być tego dnia zły, chory, potknąć się. A oni rozmawiają przez rok z takim
młodym człowiekiem, każą mu coś napisać, przesłać fotografie, rozmawiają z nim
o wakacjach, pytają, czy jest wolontariuszem, co robi jako wolontariusz itd. Potrafią
rozpoznać jego talent. Poza tym mają profil studenta, wiedzą, kogo chcą przyjąć
na uczelnię, i wtedy go przyjmują albo nie – to po co im ten egzamin? Zmieńmy system
i my! To duży wysiłek, ale zmieńmy, powolutku, małymi krokami.
Czas wielkiej rewolucji
Cały czas
krążymy wokół myśli Gertrude Himmelfarb, że może i naród jest jeden, ale żyją w
nim dwa plemiona. Nasze to plemię racjonalistów. Dlaczego ono przegrywa?
Ono w końcu
wygra. Tak samo było po poprzedniej rewolucji, rewolucji Gutenberga, tylko ona
wolniej się rozwijała. Zajęło sześćdziesiąt kilka lat od czasu, kiedy zaczęto
drukować książki, do dnia, kiedy Marcin Luter przybił na drzwiach katedry w
Wittenberdze swoje tezy.
500 lat temu.
A dwa lata
później Europa utopiła się we krwi wojen religijnych. Które były konsekwencją
tego, że jedni rozumieli tę rewolucję cywilizacyjną, a drudzy nie. I boję się,
żebyśmy teraz nie utopili się we krwi.
Dlaczego?
W XV w. świat
był malutki, w tym świecie rewolucja technologiczna dotyczyła tylko tych,
którzy umieli czytać i pisać. Dziś de facto umie to cały świat. Niech pan
popatrzy: wszyscy ci nieszczęśni emigranci topiący się na Morzu Śródziemnym
mają smartfony. I to jest powód tej zmiany. Cała Afryka jest opleciona
telefonią komórkową. Siedzi pan w Gabonie, w nędzy, ma pan ten telefon i nagle
widzi pan Paryż. To każdy normalny człowiek chce pojechać do tego Paryża! Bo
tam jest lepiej żyć!
Czyli nowe konflikty za progiem.
Człowiek
dzięki rewolucji technologicznej, szczególnie ostatnich kilkunastu lat, został
wyzwolony z upadlającego przymusu pracy fizycznej. Już prawie nic nie musimy
robić. Ja całe życie widziałem np. hutników, którzy coś wrzucali do pieca. To
zostało zautomatyzowane. Teraz problemem jest to, że ilość pracy, do której
wystarczają ludzkie mięśnie, maleje. Niedługo w ogóle jej nie będzie. Co
zostanie? Zostaną białe kołnierzyki, tylko że one już nie będą białe. Czy
pracownik, który potrafi zaprogramować robota do montażu tylnego siedzenia w
samochodzie, to inżynier? A może technik, a może robotnik? Te wszystkie słowa,
których używamy, są bez sensu.
Rewolucja technologiczna tworzy nowe zawody, stare odsyła w nicość.
Fizykowi
łatwo o tym mówić, bo myśmy przeżyli podobną rewolucję na przełomie XIX i XX w.
Kiedy fakty doświadczalne przeczyły temu, co wiedzieliśmy. I nie uparliśmy się,
że trzeba w związku z tym cofnąć się do czasów Newtona. Wymyśliliśmy całą nową
naukę, która oczywiście zawiera tę starą, ale jednocześnie jest w stanie opisać
i przewidzieć coś nowego, i okiełznać konsekwencje wydarzeń cywilizacyjnych,
które się pojawiły. Dziś w pewnym sensie w fizyce jest zastój. Bo tak naprawdę
wszystko, co odkrywamy, to jest to, o czym wiedzieliśmy, że będzie, tylko nie umieliśmy
tego zmierzyć. A teraz umiemy. Fale grawitacyjne? Andrzej Trautman w połowie XX
w. dokładnie je opisał, dopiero teraz doświadczalnie je odkryto. Ale nikt nie
wątpił, że one istnieją.
Czekacie więc na kolejne odkrycia.
Troszkę
mamy zastój, ale gdy coś nowego się wydarzy, jesteśmy gotowi porzucić
dotychczasowe myślenie i zabrać się do nowego. My się nie boimy przyszłości.
Powiedziałbym nawet, że w naszym zawodzie każdy czeka, żeby coś się rozwaliło,
żeby można było skoczyć do przodu. To cieszy, to bawi, to jest jak w Greku
Zorbie – katastrofa! Ale jaka piękna katastrofa! Ryzyko jest elementem
naszego życia.
Zaraz, zaraz, w takim razie boi się pan tej przyszłości czy nie?
Przyszłość
będzie piękna! Jedyne, co do niej mam, to to, że w niej nie będę. Zazdroszczę
moim wnukom, że będą latać na orbitę. Jestem też przekonany, że te całe media
społecznościowe się uporządkują. Postprawda z nich zniknie. No, może nie
zniknie całkowicie, ale będzie takim samym marginesem jak różne gazetki
sensacyjne. One zawsze istniały, ale nie odgrywały większej roli.
Człowiek, jak widać, lubi przyjmować takie głupoty.
Niewykształcony!
Ten po szkołach – już nie. To dlatego, że wykształcenie daje ów filtr. On jest
najważniejszy! Zdolność oddzielania prawdy od chłamu jest ważniejsza niż
znajomość logarytmów czy historii wojen i powstań. Dwa razy dwa równa się
cztery. A gdybym powiedział, że równa się pięć, to nie byłaby inna narracja,
prawda alternatywna czy postprawda, tylko zwykła bzdura!
Keine Kommentare:
Kommentar veröffentlichen