Powered By Blogger

Samstag, 6. Juni 2020

ŻYDOWSCY ZBRODNIARZE I OSZUŚCI




Zbrodnicza organizacja żydowska “Żagiew”

POSTED BY WL ⋅ 10 SIERPNIA, 2012


Sami Żydzi byli oprawcami, a także  szpiegami w policji niemieckiej, założyli organizację “Żagiew” wyłapującą Żydów. Setki tysięcy Żydów zlikwidowali ich współbracia. Bogaci Żydzi popierali Holokaust i likwidację Żydów w wykonaniu Niemców.
Niemcy mieli wśród Żydów w Warszawie aż – 70,000 agentów, którzy wymieszani wśród Żydów wychwytywali wszystko, co interesowało Niemców. Wśród tych 70 000 szpicli, było 15 000 kryminalistów żydowskich, których Niemcy celowo wypuścili z więzienia. Ci szpicle mieli w mieście specjalne kuchnie i stołówkę. Ponadto Niemcy założyli organizacje „ŻAGIEW”. Byli to specjalnie przeszkoleni Żydzi, do likwidacji bądź ujawniania tych Żydów, którzy byli skłonni walczyć o życie z Niemcami. Oni poruszali się nie tylko po Warszawie, ale po całym dystrykcie warszawskim. Nikt lepiej nie potrafił rozpoznać Żyda wśród Polaków, jak właśnie oni. Świadczyli oni nieocenione usługi Niemcom. Wydali oni w ręce Niemców ok. 50 000 Żydów, 6 000 Polaków, którzy ukrywali Żydów, i ponad 1 500 księży polskich, którzy pomagali Żydom. 

Są to haniebne dla Żydów fakty i dane liczbowe. Obciążają ich bardzo. Straty wśród Żydów były tak duże, że z tego powodu musiano wbrew woli rabinów powołać zbrojną organizację do likwidacji, „żagwistów”.
Podczas  ostatecznej likwidacji getta w okupowanej przez Niemców Warszawie Himmler powołał do tej likwidacji strumbannfuhrera Hofte. Rozpoczęto likwidację 20 lipca 1942 r. Hofte ściągnął całą plejadę krwawych asów z Warszawy i rozpoczął swe zadanie. Zorganizował miejscowe siły gestapo oraz policję niemiecką. Były też oddziały litewskie, Łotysze i przede wszystkim Ukraińcy. 

Ważne role grali ludzie judenratu na czele z A. Czerniakowem i inż. Lichtenbaunem (obaj Żydzi) oraz cała policja żydowska porządkowa w gettcie warszawskim. „W 1984 r. odnalazłem dokument w centralnym archiwum KC PZPR. Miał on tytuł: „Akta delegatury rządu” sygn. 202/II 44 tom 2. Akta te zawierały w układzie alfabetycznym spis kolaborantów i zdrajców Żydów. Lista liczyła 1500 nazwisk i kończyła się zapisem, że to tylko część zdrajców żydowskich.”(A.Siwak, Bez strachu, rozdz.Życie codzienne getta warszawskiego, t.II, cz XV, rozdz V pt.Największa pralnia Kneset)


###

Powoli na światło dzienne wychodzą sprawy osławionej „13” czy organizacji „Żagiew”.

Jak twierdzi spore grono historyków, piszących na podstawie materiałów zgromadzonych w Żydowskim Instytucie Historycznym, nie ma ze strony zatrudnionych tam historyków woli opisania roli, jaką w czasie okupacji spełniali tacy ludzie jak Abraham Gancwajch, kpt. Dawid Sternfeld i wielu innych. Za to tacy historycy, jak dr Alina Cała z ŻIH z pasją piszą o szmalcownikach narodowości polskiej, ale ani jednym słowem nie wspomną o szmalcownikach żydowskich w gettach, choćby na przykładzie getta warszawskiego. 

Żydowscy szmalcownicy dość szybko zorientowali się, w jaki sposób dostarczana jest pomoc dla getta, m.in. żywność i lekarstwa i… czekali na Polaków dostarczających te artykuły do getta tylko po to, aby wymusić okup. Działali w porozumieniu z Judischer Ordnugsdienst, z którymi obstawiali tunele (wybudowane przez ŻZW i ŻOB), przejścia piwniczne i bardzo często schwytanych Polaków, najczęściej członków AK wydawali Niemcom.
W samym getcie warszawskim aż kilka tysięcy Żydów kolaborowało z Niemcami: Judenrat, żydowska policja w getcie, żydowskie gestapo — tzw. „13″, organizacja „Żagiew” itd. Ich praca uderzała często w środowiska polskie czy pojedynczych Polaków niosących pomoc Żydom. „Kolaboracja i zdrada wśród Żydów osiągnęła w getcie warszawskim duże rozmiary. Były one procentowo znacznie wyższe niż ilość kolaborantów i zdrajców w narodzie polskim…” pisze Tadeusz Bednarczyk (Życie codzienne warszawskiego getta, Warszawa 1995).
Z chwilą zamknięcia getta warszawskiego i powołaniu do życia Żydowskiej Policji Pomocniczej (Judischer Ordnugsdienst) okazało się, że wyżej w hierarchii żydowskich kolaborantów stali żydowscy agenci gestapo, którzy mieli swoje siedziby przy ulicy Leszno 14 (szefami tej grupy byli Kahn i Heller, blisko związani z gestapowcem Karlem Brandtem), a druga przy ul.Leszno 13, (tą placówką dowodził Gancweich i kpt. Dawid Sternfeld). Leszno 14 zakamuflowane było jako przedsiębiorstwo przemysłowe m.in. ich były tramwaje konne zwane konhellerkami, zaś Leszno 13 jako placówka policji przemysłowej, występującej pod różnymi nazwami jako „przykrywką” np. 
Urząd do Walki z Lichwą i Spekulacją, albo Urząd Kontroli Miar i Wag, Oddział Rzemiosła i Handlu, Biuro Kontroli Plakatów, Oddział Pracy Przymusowej, a nawet Pogotowie Ratunkowe i inne. Według dostępnych dziś wspomnień specjalnie ożywioną, szeroką i szkodliwa działalność prowadziła ta ostatnia, zwana popularnie „trzynastką”. Spośród specjalnie dobranego elementu z „trzynastki” i osobistych agentów Brandta, powstała w końcu 1940 roku organizacja „Żagiew”. Dowódcami „Żagwi” w różnych jej okresach byli: Leon Skosowski –„Lonek”, Abraham Gancwajch, Sternfeld, Koenigl i „kapitan” Lontski. Ionas Turkov w swoich wspomnieniach pisze, że Leon Skosowski i Koenigl służyli jako agenci SD i „operowali” po aryjskiej stronie z zadaniem rozpracowania polskiej konspiracji wspomagającej Żydów, w szczególności „Żegoty”.
Celem organizacji „Żagiew” było penetrowanie wszystkich przejawów życia w getcie, z agendami gminy włącznie (Judenraty, Policja Żydowska, zakłady wytwórcze tzw. Szopy). Do tego dochodziło zadanie główne, którym było rozpoznanie akcji zorganizowanej pomocy dla getta (szmuglu), by w ten sposób rozpoznać źródła polskiej pomocy i tą drogą dojść do organizacji konspiracyjnych, wspierających getto. Agenci „Żagwi” posiadali specjalne przepustki umożliwiające im poruszanie się po stronie aryjskiej, a niektórzy mogli poruszać się po całej Generalnej Guberni. Agenci „Żagwi” jako „fachowcy od prowokacji” byli używani przez Niemców także w innych miastach, np. niejaki Meryn z Sosnowca czy Grajer, były fryzjer i restaurator z Lublina, znany zausznik Hoeflego, ściągnięty przez niego do Warszawy w lipcu 1942 roku. Jeśli dodamy do tego, że wielu z nich miało oficjalnie wydane przez Gestapo pozwolenie na broń, w okładkach koloru pąsowego oraz pistolety służbowe, co zostało stwierdzone już w końcu 1940 roku, przy likwidacji pierwszego rzutu „Żagwi”, to wyłania się obraz zagrożenia, jakie ci agenci żydowscy stanowili nie tylko dla Żydów, ale dla całej konspiracji antyniemieckiej i jak bardzo byli doceniani przez Niemców.
Dla zakonspirowania przed gettem kontaktów „Żagwi” z gestapo, agenci „Żagwi” przekazywali meldunki i donosy nie w getcie, ale w kilku punktach w Warszawie m.in. na Poczcie Głównej, w kawiarni Rival (Plac na Rozdrożu, w pobliżu Al. Szucha), oraz w sklepie z tekstyliami, mieszczącym się przy ul. Mazowieckiej 7, na I piętrze od frontu. Żydowscy agenci gestapo chodzili do pracy na tzw. placówki i w drodze powrotnej do getta składali tam swoje meldunki. „Żagiew” została wywiadowczo rozpracowana przez Żydowski Związek Wojskowy i w końcu 1940 roku nastąpiła „likwidacja pierwszego rzutu „Żagwi”. Wyroki na agentach żydowskich wykonywali bojowcy ŻZW, ŻOB i AK. Dla Niemców agencyjna praca „Żagwi” była bardzo użyteczna, dlatego dość szybko zorganizowano tzw. „drugi rzut”, którego likwidacja przez żydowską i polską konspirację trwała prawie rok, ale nie zakończyła się pełnym sukcesem. Likwidację kolejnych tzw. rzutów „Żagwi” przerwała akcja Hoeflego (22.07-13.09.1942). Od września 1942 roku do kwietnia 1943 roku konsekwentnie likwidowano ostatni rzut „Żagwi”. Rozproszone niedobitki „Żagwi”, które trudniły się szmalcownictwem były likwidowane nawet w trakcie Powstania Warszawskiego, jak np. Bursztyn-Wiśniewski, dyrektor szopu Hoffmana.
Po upadku Powstania w Getcie ok.300 „żagwistów” zostało skoszarowanych w budynkach gestapo przy al. Szucha, z żołdem podoficerskim przysługującym gestapowcom, skąd wychodzili „do pracy” na terenie Warszawy w charakterze tzw. „łapaczy”. O „łapaczach” szerzej napiszę w następnym odcinku, bowiem problem ten był powszechny i dotyczył całej niemal Europy. Ponadto, „żagwiści” często działali poza Warszawą, gdzie na prowincji pod szyldem „prześladowanych i uciekających przed Niemcami Żydów”,wślizgiwali” się do oddziałów partyzanckich w celu ich rozpracowani i zadenuncjowania. Obrońcy tej grupy Żydów twierdzą, że nie mieli oni możliwości ucieczki, co jest naciąganym argumentem. „Żagwiści” i inni żydowscy agenci niemieccy mając możliwość nieskrępowanego poruszania się poza gettem, mając do tego specjalne przepustki, mogli w każdej chwili „urwać się” gestapo ze smyczy. W dostępnych dziś dokumentach niemieckich nie ma żadnej wzmianki nawet o próbie „urwania się”. Dlaczego?
W Krakowie działała 30-osobowa grupa, którą kierował Maurycy Diamant i Julian Appel. Ponadto funkcjonowała w Krakowie odrębna 6-osobowa grupa pod dowództwem Aleksandra Foerstera. W getcie białostockim podobnym zespołem kierował Grysza Zetkowicz a w lubelskim Szamaj Grajer. O skuteczności działania tych grup możemy dowiedzieć się z meldunków organizacji konspiracyjnych. Dużo wsyp dotyczyło lewicowej konspiracji, ale co zrozumiałe, bowiem kolaboranci żydowscy łatwiej do nich przenikali. Nawet prof. Śpiewak w swojej książce „Żydokomuna” pisze o „szczególnej wrażliwości Żydów na nierówności społeczne”. Z takim nastawieniem zarówno konspiracji lewicowej, jak i samych Żydów lewicowe organizacje były łatwiejszym celem i kolaboranci żydowscy z premedytacją to wykorzystywali. W niepodległościowym meldunku czytamy: „Okazało się, że główny żydowski agent gestapo Diamant, któremu podlegało około 60-ciu konfidentów, współpracował z PPR, dostarczając jej broń. Poza tym stwierdzono, że miał on kontakty z komunistami ukraińskimi, m.in. gestapo przeprowadziło rewizję w jednej z urzędowych instytucji ukraińskich na ulicy Zielonej [w Krakowie], gdzie trafiło na kompromitujący materiał. 
Diamant zbiegł do Warszawy. Kripo otrzymała od gestapo rozkaz zastrzelenia go, jako żyda [sic]”. (Zob.: AAN, Antyk, 228/17-6, k. 67. W 1944 listem gończym poszukiwano e.g. Leona Gancwajcha i Dawida Sternfelda. Zob. Kazimierz Kowalewski, „Dziennik Inwigilacyjny Dowództwa Policji Bezpieczeństwa (Sipo) i Służby Bezpieczeństwa (SD) podczas II wojny światowej i niektóre przypadki poszukiwanych przezeń Żydów na obszarze Generalnego Gubernatorstwa”, Biuletyn Żydowskiego Instytutu Historycznego, nr 1 (93) ; styczeń-marzec 1975): s. 94.6 Raport z 24 grudnia 1942, Archiwum Akt Nowych, Delegatura Rządu [dalej cyt. AAN, DR], 202/II-34, k. 6). Oto meldunek krakowskiej organizacji z dnia 23 stycznia 1944 roku: „organizacja krakowska została kompletnie rozbita… Aresztowania są rezultatem kilkumiesięcznej systematycznej pracy Gestapo. 
Prowokację zorganizował żydowski konfident Gestapo Diamant i jego ludzie” (Raport nr 15; 23 stycznia 1944;AAN-AL). Diamant pracował na dwie, a nawet trzy strony. Był bardzo wydajnym agentem Gestapo, jednocześnie współpracował z PPR, dostarczając jej… broń, a także miał kontakty z komunistami ukraińskimi. Ale to na podstawie jego „rozpracowania” Gestapo przeprowadziło rewizję i aresztowania w jednej z urzędowych instytucji ukraińskich na ul. Zielonej w Krakowie. Gdy Diamant zorientował się, że został zdekonspirowany zarówno przez konspirację lewicową, jak i AK zbiegł do Warszawy. Prawdopodobnie Gestapo także zorientowało się w grze Diamanta, bo tylko tym można tłumaczyć rozkaz, jaki Gestapo przekazało do KRIPO, aby zastrzelić Diamanta jako Żyda. I fakt wydania takiego rozkazu wystarcza, aby zaliczyć Diamanta do… ofiar Holocaustu, mimo jego haniebnej, przede wszystkim wobec Żydów działalności. (Zob. Kazimierz Kowalewski „Dziennik Inwigilacyjny Dowództwa Policji Bezpieczeństwa i Służby Bezpieczeństwa podczas II wojny światowej i niektóre przypadki poszukiwania przezeń Żydów na obszarze Generalnego Gubernatorstwa”; Biuletyn ŻIH, nr 1 (93), styczeń1975). I tak agent i kolaborant staje się bohaterem i ofiarą. Swoiście pojęta moralność i kryteria przyzwoitości. A co z ofiarami jego donosów?
###

ŻAGIEW - hitlerowscy kolaboranci czy żydowscy faszyści?

Żagiew, Żydowska Gwardia Wolności - kolaboracyjna organizacja żydowska w getcie warszawskim, powołana pod koniec 1940 r. przez żydowski referat Gestapo z członków Grupy 13 do infiltrowania żydowskich i polskich organizacji podziemnych, w tym niosących pomoc Żydom.
Żagiew pozostawała w ścisłej konspiracji udając grupę przemytniczą, dzięki czemu mogła kontrolować kanały przerzutu żywności do getta. Według różnych opinii zajmowała się też szmalcownictwem, tropiąc i wydając Niemcom Żydów ukrywających się w tzw. aryjskiej części Warszawy. Agenci Żagwi, uznawani za najbardziej wartościowych, posiadali wydane przez Gestapo pozwolenie na broń.
Od początku zwalczana przez Żydowską Organizację Bojową i Żydowski Związek Wojskowy. Rozbita na początku 1941 r., szybko została odtworzona. W czasie powstania w getcie, straciło życie większość członków Żagwi - według niektórych relacji ocalał jej przywódca, Abraham Gancwajch.
"A kto jest bez grzechu, niech pierwszy rzuci kamieniem"
W czasie drugiej wojny światowej nie było narodu, który nie splamiłby się kolaboracją z hitlerowskim okupantem. Z faszystami kolaborowali zarówno Europejczycy z Zachodu, jak i ci z krajów słowiańskich. Nie ma co ukrywać, że również Polacy zajmowali się tym niecnym procederem, co ostatnio bardzo dobitnie nam przypomniano na przykładzie Jedwabnego. Ale również i naród żydowski splamił się kolaboracją z hitlerowcami, dlatego też uważamy, że wypominanie innym grzechów przeszłości jest wielce niesprawiedliwe gdy samemu ma się nieczyste sumienie. Poniżej prezentujemy przykłady żydowskiej kolaboracji z okupantem w czasie drugiej wojny światowej, naszym celem nie jest szkalowanie narodu żydowskiego, którego cierpienia w czasie wojny są niepodważalne, a jedynie pokazanie, że w czasie wojny każdy może być kolaborantem, również i ten który później jest ofiarą.
(...) Od wiosny 1942 r. kontaktowałem się bliżej z sekcją wywiadu ŻZW (Żydowski Związek Wojskowy - podziemna organizacja żydowskiego ruchu oporu - dop. red.). stąd moja dobra znajomość tego zagadnienia. Policja żydowska i Zarząd Gminy, zasłużyli sobie na miano zdrajców. Nikt i nic ich nie może obronić ani wytłumaczyć ich postępowania. Istniało ponadto szereg żydowskich placówek gestapowskich, podległych bezpośrednio kierownikowi referatu żydowskiego w gestapo - Karlowi Brandtowi, mieściły się one m.in. przy ul. Leszno 13 i Leszno 14. Sprawy te były już częściowo omawiane w różnych pracach wydanych przez ŻIH (Żydowski Instytut Historyczny) choć np. as "13" i "Żagwi" kpt. Dawid Sternfeld nie doczekał się jeszcze miejsca w pisanej historii. Bardzo mało napisano dotychczas o kierownictwie żydowskich "szopów", czy o kierownikach różnych oddziałów w "szopach" niemieckich. Nikt dotąd prawie nie wspomniał o takim - zdawałoby się - niewiarygodnym fakcie, że działała wewnątrz getta dość duża grupa żydowskich szmalcowników. Czyhali oni na Polaków nielegalnie przedostających się z pomocą do getta, aby wymusić od nich okup. Tymi szmalcownikami byli głównie żydowscy szmuglerzy, wśród których dominowali tragarze, oraz - działający z nimi w zmowie - niektórzy żydowscy policjanci.
Obstawiali oni gmachy Sądów, mury i różne przejścia do getta. Zdarzały się wypadki wydawania tych Polaków Niemcom, gdy nie mieli się oni czym wykupić. Np. Jan Nowakowski szmuglujący do getta na polecenie ojca prasę PPR (Polskiej Partii Robotniczej), żywność, czasem amunicję, został złapany przez policje żydowską i wydany Niemcom. Było to na początku kwietnia 1943 roku. Żandarm Niemiecki widząc, że jest to 14 letnie dziecko ulitował się, skrzyczał go i kopniakiem wyrzucił za bramę. Prawie nic nie wiadomo do dziś o "Żagwi", za wyjątkiem tego, że istniała i że kilku zdrajców zastrzelono. Na tych kartach autor ograniczy się jedynie do opisu walki z "Żagwią" i z kolaborantami, prowadzonej przez ŻZW przy udziale oficerów OW-KB. Szczegóły tych wydarzeń są dotychczas nieznane zupełnie (jest hasło w wielkiej encyklopedii).
Kolaboracja i zdrada wśród Żydów, przybrała większe rozmiary z chwilą zamknięcia getta i powołania do życia żydowskiej policji porządkowej. Na o wiele wyższym szczeblu zdrady własnego narodu, stali żydowscy agenci gestapo, jedna ich siedziba znajdowała się przy Leszno 14, gdzie szefami byli Kohn i Heller (zausznicy Karla Brandta) a druga przy Leszno 13. Tą drugą placówką dowodził Gancweich i kpt. Dawid Sternfeld. Leszno 14 zakamuflowane było jako przedsiębiorstwo przemysłowe m.in. ich były tramwaje konne zwane konhellerkami, zaś Leszno 13 jako placówka policji przemysłowej występującej pod różnymi nazwami np. Urząd do Walki z Lichwą i Spekulacją, albo Urząd Kontroli Miar i Wag, Oddział Rzemiosła i Handlu, Biuro Kontroli Plakatów, Oddział Pracy Przymusowej a nawet Pogotowie Ratunkowe i inne. Według naszej obserwacji, specjalnie ożywioną, szeroką i szkodliwa działalność prowadziła ta ostatnia, zwana popularnie "trzynastką". Spośród specjalnie dobranego elementu z "trzynastki", i osobistych agentów Brandta, powstała w końcu 1940 roku organizacja "Żagiew". Organizacja ta dostała zadanie penetrowania wszystkich przejawów życia w getcie, z agendami gminy włącznie. Miała obserwować szczególnie akcję zorganizowanego szmuglu, by w ten sposób rozpoznać źródła polskiej pomocy dla getta i tą drogą dojść do organizacji konspiracyjnych, wspierających getto. Autor był bodajże pierwszym, który zwrócił uwagę na działalność Sternfelda i "Żagwi". (...)
(...) Zauważyliśmy, że "Żagiew" prowadzi również przemyt żywności, a właściwie tylko go udaje, przy przerzucaniu bowiem ich transportów, zawsze widziało się w pobliżu policje granatową lub nawet patrol żandarmerii dla asekuracji, chcieli zatem wobec Żydów grać rolę grupy o charakterze przemytniczo-konspiracyjnym. Pozyskawszy tą drogą zaufanie niektórych naiwnych ludzi, usiłowali montować rzekomo jakąś organizacje wojskową. Zdradziły ich jednak kontakty ze Sternfeldem i z jednym z jego oficerów w stopniu podporucznika. Zdołali początkowo wciągnąć do tej organizacji kilkudziesięciu młodych ludzi. Tych nowo zwerbowanych ŻZW uprzedzał o prawdziwych celach "Żagwi" i dużo uczciwych - zdołano z niej wycofać. Ci , co pozostali na służbie - pomimo ostrzeżeń - ponieśli zasłużona karę. A "Żagiew" ilościowo rosła, dawała korzyści materialne.
Pierwsze uderzenie w "Żagiew" odbyło się na przełomie 1940/41 roku. Po zastrzeleniu, bądź zabiciu nożem kilku jej członków, organizacja rozleciała się i przestała przejawiać swą działalność. Drugi rzut "Żagwi", przystąpił jednak do pracy wiosna 1941 roku, bowiem Niemcy żądali istnienia tej organizacji. Po rozpoznaniu ich działalności, ŻZW i kilku oficerów OW-KB przystąpiło w drugiej połowie 1941 roku do ponownego uderzenia, częściowo tylko skutecznego. Pojedynczych gorliwych żagwistów zlikwidowano w międzyczasie. W maju 1942 roku autor otrzymał rozkaz z Komendy Głównej włączenia się do końcowego etapu akcji likwidacyjnej "Żagwi", do pracy wywiadowczej wewnątrz getta. Praca "Żagwi" przybrała wtedy bowiem dość niebezpieczne rozmiary. Wpadło wówczas i zostało aresztowanych kilku szeregowych członków ŻZW. Widać było, że żagwiści węszą coraz skuteczniej. Wpadł w końcu - późną wiosna 1942 roku - Kosieradzki, a z nim podręczny magazyn broni.
Ażeby nie demaskować się w oczach getta kontaktami z "trzynastką" lub Befehlstelle Karla Brandta (Żelazna 103), "Żagiew" udoskonaliła metody swej pracy. Agenci "Żagwi" zaczęli przekazywać meldunki i donosy swym mocodawcom nie w getcie, a w kilku punktach rozrzuconych w Warszawie. Znajdowały się one między innymi na Poczcie Głównej, w kawiarni Rival (Plac na Rozdrożu, w pobliżu Al. Szucha), oraz w sklepie z tekstyliami, mieszczącym się przy ul. Mazowieckiej 7, na I piętrze od frontu. Żydowscy agenci gestapo chodzili do pracy na tzw. placówki i w drodze powrotnej do getta składali tam swoje meldunki. Wielu z nich miało nawet specjalne przepustki, uprawniające do swobodnego poruszania się po terenie całej Generalnej Guberni, gdyż jako fachowcy byli używani do prac także w innych miastach, np. niejaki Meryn z Sosnowca czy Grajer były fryzjer i restaurator z Lublina, znany zausznik Hoeflego, ściągnięty przez niego do Warszawy w lipcu 1942 roku. Mieli oni wydane przez gestapo pozwolenia na broń, w okładkach koloru pąsowego oraz pistolety służbowe, co zostało stwierdzone już w końcu 1940 roku, przy likwidacji pierwszego rzutu "Żagwi". Likwidacja drugiego rzutu trwała cały rok i chociaż przynosiła raz większe, raz mniejsze efekty, to jednak nie została zakończono. Likwidacje trzeciego rzutu przerwała latem 1942 roku wielka akcja likwidacyjna Hoeflego (22.07 do 13.09.1942)
Za okres likwidacji czwartego rzutu "Żagwi" należy przyjąć czas od września 1942 do kwietnia 1943. Niedobitki "Żagwi" trudniące się szmalcownictwem, były likwidowane przez OW-KB nawet w czasie Powstania Warszawskiego, jak np. Bursztyn-Wisniewski, dyrektor szopu Hoffmana. Wypada dodać, że w tym okresie około 300 żagwistów i agentów gestapo mieszkało stale na terenie budynku gestapo w al. Szucha 11, skąd wychodzili "do pracy" w Warszawie, bądź na wyjazdy terenowe, gdzie pod szyldem prześladowanych Żydów wślizgiwali się do oddziałów partyzanckich dla ich rozpoznawania i wydawania; specjalizowali się oni w tropieniu Żydów w aryjskiej części Warszawy. Dostęp do nich i ich likwidacja były bardzo trudne. (...)
(...) Wykonywanie wyroków odbywało się na podstawie materiału dowodowego, zebranego przez sekcje śledczą i dostarczanego sądowi ŻZW. Sąd ŻZW składał się z wybitnych prawników, był całkowicie niezawisły i samodzielny w ramach narodowej odrębności. W ten sposób Żydzi samodzielnie, we własnym zakresie walczyli o morale getta i usuwali zło. Jeśli zapadł wyrok śmierci, podlegał on jednak zatwierdzeniu przez komendanta ŻZW i dopiero wówczas mógł być wykonany. (...)
(...) Chociaż akcje ŻZW i ŻOB (Żydowskiej Organizacji Bojowej) mobilizowały ludzi zdrowych moralnie, to jednak nie przełamały otępienia i zastraszenia ogółu społeczności getta. Bazując na takiej postawie Żydów "Żagiew", nie została - niestety - rozbita doszczętnie. Wszelkiego rodzaju uderzenia ŻZW w tę organizację miały szczególne nasilenie po akcji styczniowej 1943 roku i trwały aż do samego powstania w getcie. W czasie powstania udało się żołnierzom ŻZW i ŻOB dopaść i zlikwidować jeszcze kilku zdrajców, lecz dużo ich zostało, czego dowodem m.in. były wydane Niemcom bunkry bojowców, w tym i Anielewicza, co potwierdzili mi sami Żydzi. "Praca" ocalałych żagwistów nie skończyła się z upadkiem powstania. Byli oni Niemcom nadal potrzebni. Tym razem do pomocy w wyłapywaniu Żydów ukrywających się nie tylko w Warszawie, ale i w całej Generalnej Guberni. Żagwiści byli też wykorzystywani przez gestapo, jako prowokatorzy, wdzierający się podstępnie w szeregi polskich organizacji podziemnych. To właśnie m.in. żagwiści i inni żydowscy szmalcownicy i zdrajcy, byli winni większości śmierci ukrywających się Żydów, a tym samym winni byli śmierci ukrywających ich Polaków.
Dni 21 lutego 1943 roku wykonano na kilku żydowskich gestapowcach wyroki śmierci, na Leonie Skosowskim ("Lolek" - został wtedy ranny), Pawle Włodowskim, Areku Weintraubie, Chaimie Mangelu i Lidii Radziejowskiej. Dni 28 kwietnia 1943 roku na ul. Warmińskiej zlikwidowano Luftiga - Żyda, agenta gestapo, który pracował jako tłumacz w warsztacie kolejowym na Pradze.
Powszechnie znana afera Hotelu Polskiego (VII.1943), też jest dziełem żydowskich zdrajców (główny agent - naganiacz Leon Skosowski i Adam Żurawin - żyje w USA). Wpajali oni w swych współwyznawców przekonanie o specjalnym propagandowym, wypuszczeniu ich do krajów neutralnych. Działali na polecenie gestapo - Hahna i Brandta - ściągnęli około 2000 bogatych Żydów mających za ogromne pieniądze kupić paszporty zagraniczne. Niemcy ich ograbili i pomordowali (część wysłali do obozów), nielicznych wypuścili, w tym kilkudziesięciu swoich agentów dla działań propagandowych na rzecz Niemiec - patrz C. Arch. Sygn. 202/XV-2, tom 2, k.158, przechodzili ci Żydzi przez luksusowy obóz w Bergen Belsen i Vittel we Francji, oczekując na wymianę za towary z USA, byli internowani, ocaleli (a rząd polski na emigracji posyłał im pomoc!!)
Ilość Żydów - agentów gestapo była tak duża, że działalność ich zaczęła obejmować nie tylko dzielnicę aryjska Warszawy, ale i całą Generalną Gubernię. Stali się oni szczególnie niebezpieczni przez perfidne przybieranie maski ludzi prześladowanych i szukających pomocy u Polaków. Zdrajcy ci, szybko zaczęli zapełniać listy zdemaskowanych agentów gestapo, zestawiane przez Armie Krajową i inne polskie organizacje. Wyroki na nich zaczęły się sypać na terenie całej Generalnej Guberni.
Wiadomo nam było o działaniu zdrajców we wszystkich skupiskach żydowskich. Np. w Krakowie działali dwaj znani agenci gestapo - Żydzi - Zeligner i Forster. Forster zdołał nawet zmontować szeroko rozgałęzioną siatkę konfidentów.
Po likwidacji getta krakowskiego (23 marca 1943) pojawiły się jesienią 1943 roku w Krakowie, dwie zorganizowane grupy gestapo, rekrutujące się z Żydów. Specjalizowały się one w wykrywaniu ukrywających się Żydów w tzw. aryjskiej części miasta. Pierwsza taka zbrodnicza grupę stanowili: Diamand, Julek Appel, Natan Weissman i Stefania Brandstatter-Poklewska, a drugą: Forster, Marta Purec-Porzecka, Rosen, Goldberg, Loeffler, Kleinberger, Kerner, Pacanower, Rotkopf, Taubman, Weininger i wielu innych. Większość z nich - jako w końcu bezużytecznych - zlikwidowało gestapo.
W końcu sami Niemcy mieli ich dość i 24.05.1942 roku urządzili nocną rzeź kierownictwu "13". Szefowie Gancweich i Sternfeld uratowali się ucieczką, ale zabici zostali ich najbliżsi współpracownicy: Lewin, Mendel, Gurwicz, kuzyn Gancweicha Szymonowicz. Po tym sprawa przycichła i żydowska policja nadal pełniła zdrajcą służbę. Dotarcie do takich z wyrokiem było bardzo trudne, dlatego przeważnie dożyli do 1943 roku. Mniej ważni zdrajcy szybciej doczekiwali się kary. Np. były bokserski mistrz Polski Rotholc - popularny "Szapsio" tak dokuczył ludziom swą pałką policjanta, że na prośbę samych Żydów dostał karę ciężkiej chłosty, która egzekwował na nim członek mojego oddziału Teodor Niewiadomski. W zestawieniu z nim, biedacy idący podczas akcji Hoeflego dobrowolnie na śmierć, też dla mirażu chwilowego szczęścia, tylko w postaci bochenka chleba i kilograma marmolady, stanowili razem obraz z najkoszmarniejszych snów. (...)
(...) Pora na wstęp zbilansować ilość zdrajców z getta warszawskiego. Było ich ca 10 000 osób. Z tego w policji było (rotacyjnie) ca 2500. Specjalnych agentów Gestapo i "Żagwi" było ponad 1000 osób. W kolaboracyjnej Gminie Żydowskiej było ponad 6000 osób; z tego za szczególnie zdrajczych, biorących udział w specjalnym wyzysku i ekonomicznym wyniszczeniu narodu, w wyniszczaniu przesiedleńców i skazywaniu ich na śmierć głodową uważano co najmniej 2500 osób. Te 10 000 stanowiło w 1940/41 ca 2% ogółu społeczności getta; zaś w skali krajowej dochodziło do tego dziesiątki tysięcy ludzi, gdyż byli oni w każdym getcie. Wywodzili się oni ze sfer zamożnych, plutokracji, inteligencji, dużo pracowników policji. Im mniejsze getto tym procent zdrajców większy. Nie ma możności ustalenia ich liczby, skoro sami Żydzi i ŻIH ich ukrywają, skoro Kneset w 1950 roku uchwalił nie pociąganie ich do odpowiedzialności karnej. To jest niemoralne! (...)
Powyższy tekst jest fragmentem książki "Życie codzienne warszawskiego getta" autorstwa Tadeusza Bednarczyka. Autor (płk. WP) od stycznia 1940 r. kierował Wydziałem ds. Mniejszości Narodowych i Pomocy Żydom przy K.G. Organizacji Wojskowej. Był inicjatorem pierwszych zbrojnych grup w getcie warszawskim, osobiście przyczynił się do powstania Żydowskiego Związku Wojskowego zwalczającego siatki konfidentów i nazistowskich kolaborantów. W getcie po raz ostatni przebywał nocą z 30 kwietnia na 1 maja dostarczając amunicje walczącym powstańcom.
Aleksander SzumańskiTekst zamieściła również "Warszawska Gazeta" 22 lutego 2013 r.
10.03.2013r.
RODAKnet.com


###


Opublikowano: 7.04.2018

„Żagiew” – tak wyglądało zorganizowane żydowskie szmalcownictwo


Mało kto o tym wie (a dla Żydów ta wiedza jest mocno niewygodna), że w czasie II wojny światowej zarówno w getcie warszawskim, jak i poza jego murami, prężnie działała żydowska organizacja, która niemal zawodowo trudniła się tym co najgorsze – szmalcownictwem i kolaboracją. Nazywała się „” („”).
Liczyła od 300 do 400 Żydów, których zadaniem było przede wszystkim tropienie i infiltrowanie podziemnych organizacji walczących z Niemcami oraz wyszukiwanie osób, zwłaszcza Polaków ukrywających i pomagających Żydom, czyli po prostu . Można się domyślać, że na skutek aktywności „Żagwi” wielu Polaków za ukrywanie Żydów poniosła śmierć.
„Żagiew” bardzo aktywnie działała także w samym getcie, gdzie również tropiła i ujawniała Niemcom wszelkie przejawy pomocy, jaką otrzymywali Żydzi. A zatem okazuje się, że Żydzi z „Żagwi” bardzo sprawnie i chętnie donosili Niemcom na swoich rodaków. Warto o tym pamiętać zwłaszcza w kontekście kłamliwej narracji wskazującej na to, jakoby to Polacy w czasie wojny głównie zajmowali się szmalcownictwem i to przez nich zginęło mnóstwo żydowskich rodzin. Dziś już wiemy, że wcale tak nie było…
Warto dodać, że „Żydowska Gwardia Wolności” kontrolowała dostarczanie żywności do getta, co najpewniej oznaczało, że owej żywności trafiało za mury getta znacznie mniej niż pierwotnie było to planowane.
źródło: Wikipedia
###

Kłamstwa żydowskiej oszustki


Dekorując pośmiertnie Jana Karskiego najwyższym amerykańskim orderem prezydent USA Barack Obama palnął o „polskich obozach koncentracyjnych”!… Znów robią z nas zbrodniarzy!…
Gafa? Błąd? Niewybaczalny błąd. Obama przeprosił i niby sprawę załatwił. Ale to tylko „niby”, bo – jak słusznie zauważył jeden z polskich polityków – w świat poszło hasło o „polskich obozach”. A na skutki owej wypowiedzi nie trzeba było długo czekać
Niejaka Debbie Schlussel – pochodząca z rodziny żydowskich imigrantów z Polski amerykańska prawniczka, krytyk filmowy, publicystka (publikuje na łamach najpoczytniejszych za oceanem tytułów: New York Post, The Wall Street Journal czy The Washington Times), a także znana blogerka była „uprzejma” zabrać w tej sprawie głos. I cóż miała do powiedzenia? Oto cytat z jej wpisu na blogu:
Polacy wymordowali miliony Żydów, utrzymywali kilka obozów śmierci i wyeliminowali prawie całą moją rodzinę z obu stron, tak samo jak setki tysięcy innych żydowskich rodzin. To nie byli tylko naziści. To były dziesiątki tysięcy gorliwych Polaków. Obama nie popełnił tutaj gafy. Gorliwi polscy kaci zajęli ważne miejsce wśród gorliwych katów Hitlera.
I dalej jeszcze: Ktoś musi przypomnieć panu Tuskowi że jego rodacy byli tymi, którzy sprawili ten ból i przeobrazili się w nazistów i masowych morderców co najmniej połowy z sześciu milionów Żydów zamordowanych podczas Holokaustu, część także z mojej rodziny. Jest pan „dotknięty” nazywaniem nazistowskich obozów śmierci „polskimi”???? A gdzie one były?…”
Czytając te słowa nie wiadomo, czy śmiać się, czy płakać. Argument o lokalizacji obozów jest tak prymitywny, by nie rzec: głupi, że trudno z nim polemizować. Powszechnie wiadomo że Niemcy byli i są świetnymi ekonomistami. To właśnie zasady racjonalnej gospodarki – a musimy pamiętać że niemieckie fabryki śmierci były oparte na zasadach ekonomii, gdzie wszystko się przydawało włącznie z włosami mordowanych ofiar – sprawiły że tu je zlokalizowano, ponieważ właśnie na terenie brutalnie okupowanej Polski mieszkało najwięcej Żydów. Dlatego Niemcom NIE OPŁACAŁO się wozić ich gdzieś po Europie, tylko woleli ich mordować na miejscu. I co, Schlussel o tym nie wie? Nie wierzę! Dobrze o tym wie, tylko… No właśnie, skąd się biorą takie brednie u amerykańskiej prawniczki żydowskiego pochodzenia?
Niemcy od wielu już lat usiłują przeinterpretować historię II wojny światowej. Coraz częściej pojawiają się tezy o cierpieniach narodu niemieckiego w latach tej hekatomby. O milionach wymordowanych obywateli III Rzeszy. Czy to w nalotach alianckich (Drezno), czy to zabijanych przez „dzikich, żądnych krwi sołdatów radzieckich i ich pomagierów od Berlinga”. Zaś co się tyczy samej rozpętanej przecież przez nich rzezi światowej pisze się teraz o niej jako o wojnie wywołanej przez „nazistów”, jakby naziści byli pozbawieni narodowości. Albo – coraz częściej – przedstawianych np. jako jednostki SS ukraińskie, łotewskie, azerbejdżańskie czy francuskie. Bo te niemieckie dywizje SS to były przecież oddziały złożone z fajnych chłopaków, którzy po prostu lubili wojaczkę – o czym można poczytać w bijących rekordy czytelnicze książeczkach Svena Hassela – duńskiego ochotnika SS. I tak pomału świat będzie zapominał o Niemcach – zbrodniarzach wojennych którzy w legalnych wyborach wybrali sobie na swojego szefa Adolfa Hitlera i jego kompanię i gorliwie go popierali do czasu kiedy zaczęli dostawać baty od zjednoczonych we wspólnych wysiłkach Europy i USA.
W zmianie optyki postrzegania tamtych czasów czynnie uczestniczą – niestety – także niektórzy polscy publicyści, dziennikarze i twórcy kultury. Oto na przykład współfinansujemy film o cierpieniach Niemek w czasie kiedy Rosjanie okupowali zdobyty w maju 45 Berlin. Albo publikujemy skandaliczny tekst w Przekroju pt. My Polacy, zabójcy Żydów. Jedwabne 70 lat później. I tyleż ohydny, co i głupi redakcyjny komentarz autorstwa niedouczonego jak widać „dziennikarza”, Mariusza Nowika, który napisał: Zbyt łatwo zapominamy że ci którzy znaleźli śmierć w płonącej stodole, w obozach koncentracyjnych, komorach gazowych i gettach, mieli polskie obywatelstwo. Mówili po polsku, chodzili do polskich szkół. Byli Polakami. Dopóki nie zrozumiemy że 70 lat temu sami sobie zgotowaliśmy ten los, nie wyciągniemy nauki z tej lekcji historii.
W tę optykę rewidowania historii wpisuje się ze swoimi „odkrywczymi” spostrzeżeniami także Debbie Schlussel. Sądzę że nie robi ona tego tak od siebie, ale czyni to na zlecenie swoich mocodawców od zmieniania historii. Być może robi to w zamian za konkretne korzyści… Zresztą – jeżeli by tak było – kontynuowałaby niejakie rodzinne tradycje, bo… Szukając informacji o zaciekle antypolskiej dziennikarce wszedłem na strony Wikipedii.
Okazało się że biogram Schlussel został, po zaciętej dyskusji wikipedystów, usunięty! Natomiast w jednym z głosów owej dyskusji przeczytałem to:
NIE USUWAĆ – zrobić jej pełny profil (zdjęcia, daty, dorobek), łącznie z redakcjami dla których pracuje. Propozycja umieszczenia kontrowersyjnych wypowiedzi B. DOBRA + komentarze /7 czerwca 2012/
Według danych zawartych w archiwum Gestapo w Warszawie jej rodziny nie zabili ani Niemcy, ani Polacy. Aaron Schlussel był członkiem organizacji ŻaGieW – Żydowskiej Gwardii Wolności i został zastrzelony przez oficera polskiego podziemia pochodzenia żydowskiego z ŻOB – Żydowskiej Organizacji Bojowej, która była częścią AK. Kiedyś szperałem w informacjach kto był kolaborantem ŻaGWi, sporo tego było. Ale właśnie to nazwisko mi się obiło o uszy ponieważ niewielu mogło „po pracy” posiadać prywatnie pistolet w nagrodę za skuteczne działanie w terenie. Po prostu zabili konfidenta, ale Debbie Schlussel jest innego zdania, dla niej kolaboracja z Niemcami to coś naturalnego i oczywistego /7 czerwca 2012/.
Od siebie dodam, że ŻaGieW, czyli wspomniana wyżej Żydowska Gwardia Wolności była kolaborującą z Niemcami organizacją trudniącą się… wyłapywaniem Żydów ukrywających się po aryjskiej stronie!
Pozostaje jednak faktem że zarówo poprawiacze historii z Przekroju jak i ich koleżanka „po fachu” Debbie Schlussel popełniają kłamstwo oświęcimskie, którego definicja określa że:
Kłamstwo oświęcimskie (negacjonizm, rewizjonizm Holocaustu; ang. Holocaust Denial, niem. Holocaustleugnung, fr. négationnisme, hiszp. negacionismo) – twierdzenie w języku prawnym przyjmujące że powszechnie przyjęta interpretacja Holocaustu jest albo w dużym stopniu przesadzona, albo całkowicie zafałszowana (…) Kłamstwo oświęcimskie jest powszechnie potępione jako niezgodne z prawdą historyczną oraz niezgodne z pamięcią i czcią dla ofiar Holocaustu. W wielu krajach, w tym w Polsce, istnieją obostrzenia prawne, nakładające na organy państwowe obowiązek ścigania z urzędu osób szerzących kłamstwo oświęcimskie. Według byłego prezesa Instytutu Pamięci Narodowej Leona Kieresa i szefa pionu śledczego IPN-u Witolda Kuleszy także mówienie o „polskich obozach zagłady” zalicza się do kłamstwa oświęcimskiego.
Jest ono potępiane również przez ONZ, którego Zgromadzenie Ogólne 22 marca 2007 r. przyjęło rezolucję 61/255, w której potępiono wszelkie formy „kłamstwa oświęcimskiego” i wezwano państwa członkowskie ONZ do całkowitego ich odrzucenia.
W naszym kraju „kłamstwo oświęcimskie” podlega penalizacji i jest z mocy prawa ścigane. Uważam że IPN powinien bezzwłocznie wszcząć prokuratorskie postępowanie w obu opisanych tu przypadkach. Przeciw autorom z Przekroju, jak i przeciw Schlussel. Państwo polskie stać na wynajęcie dobrej kancelarii prawnej w USA by wszcząć przeciw tej żydowskiej kłamczyni i oszustce oświęcimskiej postępowanie, o ile to możliwe, karne.
pl/dz /20.VI.2012/
###
Żagiew, Żydowska gwardia wolności  kolaboracyjna organizacja żydowska w getcie warszawskim, powołana pod koniec 1940 przez żydowski referat Gestapo z członków Urzędu do Walki z Lichwą i Spekulacją („Trzynastki”) do infiltrowania żydowskich i polskich organizacji podziemnych, w tym niosących pomoc Żydom.
Żagiew pozostawała w ścisłej konspiracji udając grupę przemytniczą, dzięki czemu mogła kontrolować kanały przerzutu żywności do getta. Według różnych opinii zajmowała się też szmalcownictwem, tropiąc i wydając Niemcom Żydów ukrywających się w tzw. aryjskiej części Warszawy. Agenci Żagwi, uznawani za najbardziej wartościowych, posiadali wydane przez Gestapo pozwolenie na broń.
Była zwalczana przez Żydowską Organizację Bojową i Żydowski Związek Wojskowy[1]. Rozbita na początku 1941 r., szybko została odtworzona. W czasie powstania w getcie większość członków Żagwi straciło życie. Według niektórych relacji ocalał jej przywódca, Abraham Gancwajch.

Przypisy[edytuj | edytuj kod]

  1.  Władysław Bartoszewski, Bogdan Brzeziński, Leszek Moczulski: Kronika wydarzeń w Warszawie 1939–1949. Warszawa: Państwowe Wydawnictwo Naukowe, 1970, s. 64, 67.



Keine Kommentare:

Kommentar veröffentlichen