Osobiście nie podzielam poglądu autora,
wg którego szturm na Waszyngtoński Kapitol miał być sfabrykowany przez
przeciwników Trumpa w celu jego skompromitowania i zniszczenia jego dalszej
kariery politycznej (zob. tekst poniżej). A oto moje uzasadnienie.
Autor zapomina, że między wrześniem 2019 r., kiedy to on zwiedzał w stolicy USA Kapitol jako turysta, a 6. styczniem 2021 r. sytuacja polityczna i społeczna kraju zmieniła się diametralnie, w każdym razie na tyle radykalnie, żeby przyjąć inną od autora interpretację wydarzeń, która wydaje się bardziej spójna i logiczna i pozbawiona spekulacji. Dlaczego?
1. We wrześniu 2019 r. nikt jeszcze nie
słyszał o koronawirusie. Kilka miesięcy później pandemia objęła wszystkie
zamieszkałe kontynenty i szczególnie dotkliwie dotknęła Amerykę, która –
zaskoczona szybkim rozwojem infekcji i wysoką śmiertelnością – była tak samo
nieprzygotowana na wystąpienie katastrofy epidemiologicznej jak wszystkie inne
państwa na świecie za wyjątkiem Tajwanu, państwa, które wyciągneło właściwe
konsekwencje prewencyjne z pandemii SARS w 2003 r. i prawidłowo wdrożyło je w
cały system obrony cywilnej kraju w sytuacji nadzwyczajnej, wskutek czego
skutki pandemii były i są tam marginalne. Inaczej w USA. Masowe zgony, brak
szczepionki i strach przed zarazą zmusił tamtejszych polityków do zastosowania
podobnie radykalnych środków ograniczających rozprzestrzenianie się wirusa, jakie
są i nam dobrze znane, zwanych lockdown’em.
Prezydent Trump był od samego początku przeciwny rygorystycznym środkom ograniczającym wolność obywatela i swobodę prowadzenia działalności gospodarczej w obawie, że tego typu ograniczenia mogą przynieść gospodarce i społeczeństwu straty jeszcze większe od samej epidemii. Szwedzki model reakcji na nią wydawał mu się być właściwą metodą działania amerykańskiej egzekutywy na zaistniałą sytuację. Opinii jego nie podzielała jak wiadomo opozycja Demokratów, która przyjęła w poszczególnych stanach przez nią rządzonych inną taktykę, starając się tym zdezawuować politykę Prezydenta i stosować metody radykalnych ograniczeń. Spowodowały one w tych stanach wzburzenie społeczne podobne do tego, jakie miało miejsce w styczniu 2021 r. w Waszyngtonie.
W walce z rozprzestrzenianiem się koronawirusa stan Michigan, podobnie jak inne stany USA, nałożył daleko idące ograniczenia swobody poruszania się. Gubernatorka Michigan Demokratka Whitmer starała się egzekwować przepisy przeciwko coraz bardziej zaciekłej opozycji republikańskiej większości w tamtejszym parlamencie. Początkowo godzina policyjna obowiązywała do końca kwietnia, ale została przedłużona do połowy maja, a następnie Whitmer podpisała dekret przedłużający ją do 28 maja.
I tak na skutek wzrostu niezadowolenia doszło w kwietniu w połowie miesiąca do protestów przeciwko ograniczeniom swobody poruszania się w kilku amerykańskich miastach przy wsparciu prezydenta USA Donalda Trumpa. W Lansing, stolicy stanu Michigan, około 3000 protestujących, z których niektórzy byli uzbrojeni i mieli na sobie kapelusze a w dłoniach flagi kampanii Trumpa, wyszło na ulice. Każdy obywatel Stanów Zjednoczonych ma „prawo do pracy, aby utrzymać swoją rodzinę, do swobodnego podróżowania, do gromadzenia się na nabożeństwach i w innych celach, do protestowania przeciwko naszemu rządowi i do decydowania o własnej opiece medycznej”, napisała na Facebooku grupa protestacyjna „Michigan United for Liberty”, która wezwała do demonstracji. Częściowo uzbrojeni uczestnicy powiewając flagami przed budynkiem tamtejszego Kapitolu domagali się zakończenia godziny policyjnej i stanu wyjątkowego. Jeden z protestacyjnych plakatów przedstawiał gubernator stanu Michigan, Gretchen Whitmer, jako Adolfa Hitlera.
Z końcem miesiąca sytuacja zaostrzyła się, kiedy to setki demonstrantów weszło na Kapitol stanu Michigan szturmując parlament z bronią w ręku i buntując się przeciwko „tyranii” rządu, po tym, kiedy Gubernator Demokratów Gretchen Whitmer właśnie przedłużyła stan wyjątkowy zakazując wyjazdów do domów weekendowych i sprzedaży roślin ogrodowych. W tym stanie, w przeciwieństwie do stanu Waszyngton, dozwolone jest jawne noszenie broni na ulicy i w parlamencie. Kilku demonstrantów użyło karabinów szturmowych aby włamać się do budynku parlamentu (Michigan State Capitol) w Lansing domagając się respektowania swoich praw. Wściekli obywatele przynieśli też szubienicę. Przeznaczony była dla „tyrana” - gubernator Gretchen Whitmer rządzacej w stolicy dziesięciomilionowego stanu wokół przemysłowego miasta Detroit.
Lansing był więc już dwa tygodnie temu miejscem masowych protestów antyrządowych zwollenników Trumpa, a z koncem miesiąca, w czwartek, eskalacja przybrała nowe rozmiary. Były to niepokojące sceny białego rozwścieczonego tłumu, który maszerując nie tylko w Lansing ale i w stolicach wielu stanów, stał się bastionem amerykańskiej wolności i symbolem walki amerykańskich patriotów. Sytuację zaostrzył fakt, że obie zdominowane tam przez Republikanów izby parlamentu, przed których drzwiami protestował uzbrojony tłum, głosowały tego samego dnia za złagodzeniem ograniczeń. Ale Whitmer działając w pojedynkę podpisała wbrew woli większości parlamentarnej tego samego dnia dyrektywę przedłużającą lockdown do 28 maja.
Warto przy tej okazji wskazać na fakt, że Prezydent Trump wcześniej podsycił te protesty, kiedy to dwa tygodnie temu wezwał swoich zwolenników do protestu przeciwko wciąż obowiązującym ograniczeniom wyjścia i blokowaniu dużej części gospodarki. Wielokrotnie atakował Trump gubernatorkę Whitmer, której zarzucał nadmierną regulacje i surowość i okazał solidarność z demonstrantami: „Uwolnijcie Michigan!” napisał między innymi na Twitterze. A 17. kwietnia wzywał na Twitterze do protestów przeciwko ograniczeniom poruszania się też w niektórych innych stanach USA: „Uwolnijcie Minnesotę!”, „Uwolnijcie Wirginię!”.
Jest więc uderzające podobieństwo między tym, co się wydarzyło w styczniu 2021 w Waszyngtonie a tym, co miało miejsce w kwietniu 2020 w Michigan. Zamieszki w Michigan nazwano Rajdem Amerykańskich Patriotów.
2. W obu wypadkach brali udział w demonstracjach niewątpliwie zwolennicy Trumpa, w Waszyngtonie w liczbie co najmniej 50 tys. (wg mediów, w rzeczywistości chyba więcej), zaś w zajęciu Kapitolu dużo mniej. Trump powiedział w swojej przemowie, żeby jego zwolennicy pokazali wobec tych, którzy rezydują w Kapitolu, swoją prezencję i siłę jako ruch polityczny, bo w przeciwnym wypadku utracą swój kraj. Słusznie! Sprawy zaszły tak daleko, że ludzie to nareszcie zrozumieli. Do marszu na Kapitol zachęcił więc Trump w swoim przemówieniu do tłumu. I tylko do tego, nie zaś, jak mu fałszywie przypisano, do szturmu na Kapitol. Do niego doszło na podobnej zasadzie jak w Michigan, tyle że demonstranci nie byli ze zrozumiałych powodów uzbrojeni w broń palną. Bo i nikt z nich nie chciał konfrontacji militarnej. Niewątpliwie nie mieli oni na celu ani czasowej czy stałej okupacji ani zdewastowania czy podpalenia Kapitolu, co by się niewatpliwie stało, gdyby górę wziął motłoch spod znaku Antify, BLM i innych wywrotowych agentur żydokomuny. Tak się jednak nie stało. Uszkodzenia drzwi i okien spowodowane były jedynie tym, że siły porządkowe chciały siłą powstrzymać tłum, który czuł się dodatkowo umocniony w swojej racji, iż płaci podatki na utrzymanie budynku w funkcji parlamentu i na pensje dla tych skorumpowanych, darmozjadów i zdrajców narodu, którzy tam zasiadają. Gdyby otworzono demonstrantom drzwi na oścież, nie byłoby żadnych znaczących szkód ani ofiar w ludziach. Nie demonstranci tylko sama ochrona Kapitolu doprowadziła więc do tej niepotrzebnej i kontraproduktywnej eskalacji i śmierci pięciu ludzi. Jeżeli nawet mogły się wmieszać w tłum zwolenników Trumpa elementy motłochu popierającego podminowanych przez amerykańskich Żydów Demokratów, to i tak nie zdołaliby się przebić w tej masie patriotów niosących ze sobą na znak protestu symbole narodowe Ameryki. Tak więc szturm na Kapitol nie był dziełem szumowin spod znaku bojówek Żydodemokratów tylko dziełem amerykanskich patriotów, którzy zjechali się z całego kraju, by pokazać kim są jako siła polityczna i jaką siłę reprezentują.
3. Po szturmie na Kapitol znalazła policja dwie bomby rurowe z drutami, które jednak nie wybuchły, a mianowicie w siedzibie Republikańskiego Komitetu Narodowego znajdującej się pod adresem 310 First Street i w siedzibie Komitetu Narodowego Demokratów przy 430 South Capitol Street w Waszyngtonie . Nie wiadomo, czy były to atrapy, czy niewypały i kto je tam podłożył. FBI poszukuje sprawców. Istnieją dwie możliwości interpretacyjne: Albo była to zamierzona prowokacja militarnych lewaków, albo dzieło tych zwolenników Trumpa, którzy poznali się na tym, że są oszukiwani przez polityków obu partii i chcieli w ten sposób dać wyraz swemu niezadowoleniu.
4. Koronnym argumentem autora jest jednak fakt słabej ochrony Kapitolu, która w jego mniemaniu musiała być zamierzona. Autor sugeruje, że politycy w Kapitolu celowo zaniedbali swoją własną ochronę, by wplątać Trumpa w tarapaty. Ich rozumowanie byłoby więc na kilka dni przed domniemanym zajęciem Kapitolu nastepujące:
Za parę dni należy oczekiwać masy zwolenników Trumpa – Będzie on do nich przemawiał i zagrzeje ich do szturmu na Kapitol. – Wydamy zatem na czas rozkaz policji i służbom porządkowym, żeby w tym dniu nie przyszli do pracy albo wzięli urlop, aby było ich jak najmniej. A tym pozostałym, żeby byli celowo bierni i ulegliwi wobec demonstrantów albo nawet zapraszali ich do wejścia do środka. – W tej sytuacji dojdzie zapewne do szturmu na Kapitol, bo brak należytej ochrony z pewnością podochoci ludzi do tego, żeby wedrzeć się do środka i pokazać tam flagę. – Będzie to w naszym interesie, bo za to i za wszystie tego skutki pociągniemy do odpowiedzialności Trumpa i powiesimy na nim wszystkie psy.
Jest rzeczą oczywistą, że taka wersja przyczyn i rozwoju wypadków jest całkowicie nierealna i wyssana z palca. Bo zakładałaby ona z jednej strony, że pozostanie ona w tajemnicy (bo w przeciwnym wypadku, gdyby prawda wyszła jak szydło z worka na jaw, skompromitowałaby taka prowokacja Demokratów i pogrążyła ich doszczętnie), a z druglej strony wprost nieprawdopodobną zdolność przewidywania przyszłości przez biurokratów, co jawnie przeczy relacjom filmowym pokazującym, że wszyscy w Kapitolu zostali zaskoczeni rozwojem wypadków, na które nikt nie był przygotowany.
Dużo bardziej prawdopodobne jest przyjęcie założenia, że w ochronie Kapitolu brali udział ludzie, którzy będąc sami sympatykami Trumpa od samego początku lub stając się takimi w międzyczasie sympatyzowali z demonstrantami i pozwolili im dostać się do środka z własnym milczącym biernym przyzwoleniem i przeważnie bez użycia siły po obu stronach.
Z ręką na sercu nie owijajc w bawełnę:
1) Już katastrofa Tsunami 26. grudnia 2004 r. pokazała rozmiar burdelu panującego w amerykańskiej administracji i ich służbach: w sytuacji możliwej komunikacji globalnej w interwale paru sekund, będąc w posiadaniu pełnego obrazu katastrofy, której pierwszy etap rozegrał się już na Sumatrze, obrazu na podstawie danych satelitarnych i sejsmicznych, w ciągu tych dwóch godzin między czasem trzęsienia podmorskiego o godz. 8.00 LT a uderzeniem fali tsunami na zachodni brzeg Tajlandii o godz. 10.00 LT, a więc w czasie, który był do dyspozycji, żeby zaalarmować rząd Tajlandii przed falą tsunami przez State Department poprzez amerykanską ambasadę w Bangkoku, a sprzymierzoną tajlandzką flotę przez dowództwo amerykanskiej floty U.S. Navy 7th Fleet Command (HQ USPACOM), Ameryka wykazała całkowitą niezdolność jakiejkolwiek reakcji na masowe zagrożenie życia i zdrowia także własnych obywateli. Na skutek braku ostrzeżeń i alarmów przed zbliżająca się katastrofą zgineło w samej Tajlandii ponad dziesięć tysięcy niewinnych ludzi, z czego połowę stanowili turyści z całego świata.
2) Katastrofa KATRINA w końcu sierpnia 2005 r. pokazała krótko potem rozmiar nieudolności władz amerykańskich (FEMA, US Navy) w sytuacji wyjątkowej, katastrofy na terenie samego USA (uderzenie fali pływu sztormowego wskutek huraganu), kiedy to potrzebowały one pięciu dni, żeby dostarczyć wodę do stadionu (The Louisiana Superdome w New Orleans), do którego schroniło się 20.000 ludzi, którzy tam masowo umierali wskutek kryminalnych zaniedbań i nieudolności władz, tak lokalnych jak i federalnych.
3) Sytuacja, w której dzielny bohater w pojedynkę stawia czoła gangsterom i sam się uporać może z nawałem zagrożeń i przeciwności w obliczu zła bez pomocy policji, armii, FBI i innych agencji odpowiedzialnych za bezpieczeństwo obywateli, których zbędni bo bezczynni aktorzy pojawiają się dopiero pod koniec filmu, żeby skonstatować, iż cała robota została właśnie wykonana bez ich udziału, należy już do standardu narracyjnego filmów akcji Hollywood. Dwa tego przykłady: „Die Hard 4.0” (w roli głównej Bruce Willis) i „Cliffhanger” (w roli głównej Sylvester Stallone). Narracja ta nie jest wydumana lecz odpowiada dokładnie amerykańskiej rzeczywistości.
Nie ma powodu żeby przypuszczać, iż w dysfunkcjonalności działania amerykańskich władz właśnie 6. stycznia 2021 r. coś się w tej mierze pozytywnie zmieniło, a to, co oglądaliśmy na ekranach telewizyjnych, było przez nie z góry przygotowane i celowo wyreżyserowane.
5. Po opuszczeniu Kapitolu część wściekłych demonstrantów zdemolowała techniczny sprzęt telewizyjny reporterów, m.in. RTL, jednego z najbardziej wszawych i prymitywnych niemieckojęzycznych kanałów telewizyjnych. Wyładowali oni swoją wściekłość wobec znienawidzonych żydomediów kłamstwa i prania mózgów. Oczywiście nie mogli to być ci z Antify itp., bowiem te media stoją całkowicie po ich stronie i stanowią ich propagandową tubę.
6. Filozofom znana jest metodologiczna zasada ekonomii myślenia w odniesieniu do weryfikacji prawdziwości zdań i sensownych wyjaśnień, wg której nie należy mnożyć bytów bez konieczności. Zgodnie z tą zasadą należy w procesie wyjaśniania dążyć do prostoty, wybierając takie wyjaśnienia, które opierają się na jak najmniejszej liczbie założeń i pojęć, które należy ograniczać do minimum i nie przyjmować ich ponad potrzebę, odwołując się do obserwacji rzeczywistości i do rozumu, a unikać przy tym jak ognia spekulacji. Zasada ta stała się podstawą nowożytnej metodologii nauki. Zgodnie z tą formułą nie należy wprowadzać nowych pojęć i założeń, jeśli nie ma się ku temu mocnych podstaw, a najprostsze rozwiązania teoretyczne, przyjmujące najmniejszą liczbę założeń, uważane są za najlepsze.
Należy zatem odrzucić (lub odciąć ostrym narzędziem teoretycznym) spekulacje autora i jego spiskową interpratację wydarzeń stosując powyższą zasadę, której metaforyczna nazwa brzmi: Brzytwa Ockhama.
Jerzy Chojnowski
Chairman-GTVRG e.V.
www.gtvrg.de
Zamieszki w Michigan w kwietniu 2020: Michigan
State Capitol
#######
Spiskowa teoria szturmu na Kapitol Autor: Jerzy Karwelis
20 stycznia 2021 Byłem w Stanach we wrześniu 2019. Jako Warsaw Enterprise Institute współorganizowaliśmy konferencję w Waszyngtonie. Było parę przerw, zresztą byliśmy wcześniej, by poczynić przygotowania, a więc było sporo czasu na zwiedzanie. Dla mnie to był pierwszy raz w Waszyngtonie, a więc odbyłem klasyczną wycieczkę: Biały Dom, Monument Waszyngtona w kształcie egipskiego obelisku i Kapitol.
Na Kapitolu, mimo błogiego września (piękna pogoda, wiele wycieczek) ostry reżim ochronny. Można było wejść tylko do części otwartej, ale po kontroli i z wejściówką. Do zobaczenia była właściwie tylko rotunda i by wejść do sal Kongresu należało przejść dodatkową kontrolę i zostawić wszystko na recepcji, łącznie z telefonami komórkowymi.
I mamy 6 stycznia 2021 roku. Z punktu widzenia ochrony i bezpieczeństwa – koszmar. Na błoniach przed Białym Domem odbywa się wiec prezydenta Trumpa, na którym kwestionuje on prawidłowość przeprowadzonych wyborów, w wyniku których stracił władzę. Na wiecu jest kilkaset tysięcy zwolenników Trumpa, ba – w tym samym czasie w Kongresie odbywa się posiedzenie obu Izb w celu zatwierdzenia wyniku wyborów. No nie można sobie wyobrazić większego koszmaru dla ochrony. Mamy z jednej strony wielotysięczny, nabuzowany tłum, który zjechał się z całego kraju, bo kwestionuje procedurę, która za chwilę się odbędzie w Kongresie z udziałem praktycznie całej elity politycznej kraju. I wszystko to w jednym miejscu i czasie.
Ku mojemu zdumieniu ochrona Kongresu była na niższym poziomie niż w trakcie obsługi wycieczek we wrześniu 2019. W internecie film: tłum stoi przed którymiś z bocznych drzwi do Kongresu, właściwie to tylko pukają w te drzwi, tak chyba dla sportu. Nagle drzwi otwierają się od wewnątrz, za nimi stoją funkcjonariusze w mundurach, chwila konsternacji, mundurowi ustawiają się wzdłuż ściany korytarza, brakuje tylko zapraszających gestów do środka. Tłum wchodzi spokojnie jak duża wycieczka i wkracza na teren Kongresu.
No nie ma bata. Ktoś tego chciał. Wystarczyło tylko obstawić Kongres i wszystko zamknąć. To Ciamajdan dało się spuścić w Polsce w 2016 roku, a Amerykanie się zagapili? Gdybym chciał pogrążyć Trumpa to też bym tak zrobił. Pomieszałbym z wiecem Trumpa różnych sterowanych i pożytecznych idiotów i napuścił całość na „wycieczkę po Kongresie”. Później oskarżyłbym Trumpa o zorganizowanie napadu na amerykańską demokrację i skompromitował jego zwolenników, których naród amerykański zobaczył jako foliarskich freaków z bawolimi rogami na głowie. Jeszcze raz powtarzam – ochrona Kongresu w tym krytycznym przecież dniu była na poziomie poniżej obsługi wycieczek. Potem zjawiły się oddziały i zaczęła się regularna zadyma, ale najpierw dano się „trumpistom” wyszumieć.
Wśród napadaczy mieli się pokazać członkowie Antify, czy BLM, co dla mnie nie jest żadnym zaskoczeniem. Dziś, w świecie, zadymy przeciwników politycznych łatwo przejąć, jeśli się ma służby po swojej stronie. Ćwiczyliśmy to na Marszu Niepodległości, gdzie policyjni przebierańcy wtapiali się w tłum, eskalowali zamieszki, by później wyłapywać wywołanych prowodyrów. A za tym wszystkim szły kamery pokazując chuliganerkę zamiast polityki.
Moim zdaniem tak zrobiono w USA. I ten policjant co zginął uderzony w głowę gaśnicą i ta żołnierka, co to dostała postrzał w pierś ze służbowego i do dziś anonimowego pistoletu – wyglądają podejrzanie. I tych 53 zatrzymanych… Co to za zadyma? Z wiecu na kilkaset tysięcy i paru tysięcy, które zaatakowały Kapitol?
I kiedy się już odbyło to teatrum to wszystko poszło jak z płatka. Przecież atak na Kapitol to był główny zarzut wniosku o impeachment dla Trumpa. Wniosku, który już przeszedł przez Izbę Reprezentantów. Łaskawcy zelżeli trochę ciężar zarzutów, bo wcześniej było oskarżenie, że Trump napuścił tłum, by ten… porwał i zamordował elitę polityczną USA. Teraz te Himalaje przesady wydały się na tyle nachalne, że te argumenty odpuszczono. Ale wciąż pozostaje pytanie – skoro to wszystko zaplanował Trump, to jaki był cel tej napaści? Kilka selfie za stołem przewodniczącego Kongresu i wyłożenie nóg na biurku pani Pelosi?
Atak na Kapitol został użyty jako pretekst do ostatecznego skompromitowania Trumpa i powód do impeachmentu, który robi z niego kryminalistę. No bo któż to będzie wtedy Trump? Skazaniec, bez prawa do ubiegania się o jakiekolwiek polityczne stanowiska, z prezydentem włącznie. Jego argumenty i rewelacje (a poznało się kilka tajemnic Deep State) będą wtedy bredzeniem przegranego o chorobliwie rozdętym ego, który zrobi wszystko w zemście, że przegrał wybory.
W krytycznym dniu Trumpowi wyłączono Twitta i Facebooka po tym jak ogłosił, że przekaże władzę, ale się na uroczystość nie wybiera. GAFA uznało to za wzywanie do krwawych zamieszek i zakneblowało urzędującego prezydenta po takich strasznych nawoływaniach. 6 stycznia odbył się moim zdaniem dobrze zaplanowany spektakl. Z kongresmenami i senatorami uciekającymi piwnicznymi korytarzami z Kapitolu, z bierną policją, która otworzyła drzwi do zwiedzania i paroma ofiarami, by było, że było ostro. Trump się wystawił wiecem, nie miał planu B, poza liczeniem na swego wicka, który postąpił inaczej i – patrząc na jego pożegnalne zdjęcia ze swej misji, gdzie nie ma śladu po jego szefie, Trumpie – chyba przeszedł na stronę nowej mocy. Takiej okazji bym nie zmarnował, gdybym chciał pogrążyć na dłużej Trumpa i rozpalić ruszt do jego dowolnego grillowania. Nikt mnie nie przekona, że ewidentne wpuszczenie do zwiedzania Kapitolu tłumów rewolciarzy było wypadkiem przy pracy. Nie w tym miejscu i czasie. Powtarzam – Kapitol był lepiej chroniony w czasie mojej wycieczki we wrześniu niż w dniu największego wyzwania dla bezpieczeństwa publicznego. I nie był to nagły przypadek, bo o tym, że 6 stycznia będzie i wiec Trumpa, i jednocześnie najważniejsze w tej kadencji posiedzenie połączonych izb wiedzieli wszyscy. I jak widać ci co trzeba się na taką okazję przygotowali.
Wszystkie wpisy na moim blogu „Dziennik zarazy”